50 kilometrów jedzie się w trupa, bez kalkulacji. Jeśli jest to szósty etap lutowo-marcowej etapówki, robi się to tak samo. Tylko nie można patrzeć na tętno.
Nie znam wyniku. Ani z dziś, ani generalki. Jestem z siebie cholernie zadowolona, ale jeśli ktoś wymyśli jakieś ściganie w najbliższym miesiącu, zrobię mu pizzę z najpodlejszym serem i keczupem i każę zjeść całą. Całą, mówię!!!
Siedzę na tylnym siedzeniu habrowego Seata i patrzę na najpaskudniejszą pogodę tej zimy: poznikały otaczające nas góry, jest ściana wody i wściekle rozfalowane gaje oliwne. Wyświetlacz w samochodzie pokazuje dwa stopnie. Ominęło nas to. Jakimś cudem dostaliśmy w prezencie sześć cudownych wiosennych dni, podczas których jeździliśmy na góralach i leżeliśmy w łóżkach. Na zmianę.
Sierra Nevada właśnie pokrywa się śniegiem.
Jeśli jest jakaś recepta na satysfakcjonujące ukonczenie takiego wyścigu, to jest to “jechanie swojego.” To nie wyścig dla zajączków, mistrzów pierwszych dziesięciu kilometrów. To zawody dla starych upartych wolnossących niemieckich diesli jak ja. Na ¼ mili jestem kiepska, ale po milionie kilometrów wciąż mam silnik!
Wczoraj latały nad nami sępy.
Były piękne!
Nie jestem niewzruszona. Mimowolnie spinają mi się mięśnie, gdy doścignie mnie ktoś, kto nie powinienem mnie doścignąć. Może trochę za bardzo uważam na zjazdach, choć właściwie nie myśle o śrubach tkwiących wciąż w moim obojczyku. Uważam, bo mimo 11 lat ścigania na góralu, wciąż mam mało doświadczenia…
Po 11 latach nie pojęłam rownież mechanizmu, który sprawia, że gdy ja doścignę kogoś, kogo nie powinnam doścignąć, przestaję się męczyć. Przez 25 kilometrów. A przez kolejne 15 umiem jechać zmęczona. I właśnie wtedy zwykle jest meta.
Może w niedzielę przejadę się na szosie na lody z karmelem…?
Inne w czasie Andalucia Bike Race:
VENGA, VENGA! ANDALUCÍA BIKE RACE. ETAP 1 I 2.
LA CHICA FUERTE ANDALUCÍA BIKE RACE. ETAP 3.
DÍA DE CABALLO ANDALUCÍA BIKE RACE. ETAP 4.
DÍA DE MUERTOS ANDALUCÍA BIKE RACE. ETAP 5.