Uwielbiam jeździć na rowerze.
Jestem w tym tak dobra, że mogę pojechać na Andalucia Bike Race i w ogóle nie dbać o wynik.

Jestem wyjątkowo dobra w uwielbianiu jeżdżenia na rowerze!

Drugi etap za mną.
Wczorajsza czasówka po nerwowym tygodniu w pracy i nieludzko długiej podróży była ciężka. Trzydzieści kilometrów dłużyło się niemiłosiernie. Miałam wrażenie, że wszystkie podjazdy i zjazdy są dla mnie za strome. Wyprzedziłam jednego faceta. Jednego! Deprymujący początek…

Dziś 80 km czystego piękna mtb. 1900 metrów przewyższenia i widoki jak z bajki. Tutaj wiosna pełną gębą: skowronki i „lotne w powietrzu bociany”, mgła opada dopiero wczesnym popołudniem, więc słońce nie praży ścigających się. Gdyby wyobrazić sobie idealną pogodę do długiego ścigania, to właśnie lutowa Andaluzja od dwóch dni ją prezentuje.

Wczoraj mijaliśmy rośliny z kwiatami wielkości chusteczek higienicznych porozrzucanymi na niskich krzewach. Nogi mam podrapane rozmarynowymi gałązkami, które teraz obsypane są akwamarynowym kwieciem i pachną.

Canyon Exceed CF SL 7.9 Pro Race spisuje się jakbyśmy znali się przynajmniej sezon. Dziś w końcu (dzięki mojemu uporowi godnemu królewny) mam „swoje” ciśnienie w oponach, na które wczoraj nikt nie chciał mi pozwolić i jechało nam się bajecznie. Oswajam się z grip shiftami, choć brakuje mi charakterystycznego kliku SRAMa. Eagle rządzi.

Trzymać kciuki, bo za cholerę nie mam pojęcia, jak mam niby dać radę ścigać się jeszcze cztery dni.

Znam już kilka słów po hiszpańsku: campiona, heroína, tranquilo, venga i animo.

Potrzebuję jeszcze: prawo i lewo.

 

 

Dalsze etapy tutaj:

LA CHICA FUERTE ANDALUCÍA BIKE RACE. ETAP 3.

DÍA DE CABALLO ANDALUCÍA BIKE RACE. ETAP 4.

DÍA DE MUERTOS ANDALUCÍA BIKE RACE. ETAP 5.

OGIEŃ! OGIEŃ! OGIEŃ! ANDALUCÍA BIKE RACE. ETAP 6, OSTATNI.

Privacy Preference Center