Trzy noce i trzy artykuły. Wracam do domu i padam na twarz.
Śnię. Piegi na jego ciele.
Budzi mnie każdy szmer, ale śpię uparcie, więcej, jeszcze, jeszcze odrobinę. Jest ciemno i nie wiem, która godzina, ale to jeszcze dzień, mówi mi to ulica, a ja przecież mogę spać do rana, do pierwszego ataku budzika.
Słyszę kroki na schodach. Jak 82 kilo stąpające na szosowych blokach Looka. Ten sam rytm. Wyrywają mnie z drzemki. Chce się zerwać i otworzyć drzwi zanim on wyciągnie klucze z tylnej kieszonki i włoży je do zamka. Już widzę go w drzwiach. Już uśmiecham się całym swoim ciałem. Już czuję zapach zimnego powietrza i dymu, którym będzie pachnieć. Szczupła dłoń na kierownicy, w drugiej dłoni chleb.
I odwzajemniony, coraz szerszy uśmiech i rozpięta pod szyją koszulka i piegi na jego ciele.
Słyszę dźwięk otwieranego zamka.
…
W innych drzwiach.