WPIS ZNALEZIONY W NAPRAWIONYM TELEFONIE.

 

Nie zdejmuję rękawiczek. Jest zimno. Wbijam kciuk w miękką pomarańczową skórkę, która pachnie, jakby leżała wśród kwiatów pomarańczy. Skórka jest krucha, zleżała… Pod moimi stopami, zmieszane z ziemią leżą dziesiątki gnijących owoców. Słodki miąższ smakuje wybornie w tym chłodzie. Chyba nigdy nie jadłam pomarańczy prosto z drzewa. Następnego dnia rano sąsiad przyniesie nam reklamówkę pełną cytryn i awokado. Za taką ilość zapłacilibyśmy w Biedronce z pięć dych!

Chmury zawieszone nad górami przesłaniają szczyty. Szosa jest mokra i boję się o aparat, który niezmiennie wożę przewieszony przez ramię. Dziś rekonesans, dziś próba nóg, powtarzam sobie. Jutro będzie lepsza pogoda. Czasem niskie chmury rozstępują się i w szczelinach pojawiają się rażąco białe szczyty Sierra Nevada. Nie ma wątpliwości: na górze leży śnieg.

Słońce jest nisko. Mam świadomość, że w Polsce dawno już zapadła noc. Tutaj dzień jest długi, jednakże bardzo ostro ociosany – ciemność zapada krótkie minuty po zachodzie słońca. Jeśli jesteś gdzieś w górach i nie masz ze sobą lampek, jesteś w czarnej… otchłani.

Asfalt jest równy, co jakiś czas dojeżdża do nas samochód, wyczekuje momentu kiedy droga jest czysta i będzie mógł wyprzedzać. Omija nas szerokim łukiem, wjeżdżając na drugi pas ruchu, spokojnie, bez nerwów. Czasem takie oczekiwanie trwa długo: zjeżdżamy drogą Orgiva-Motril pokonując niezliczone serpentyny, mając skaliste zbocze po lewej i urwisko ku rzece z prawej strony. Światła samochodów kładą się na asfalcie, nie rzucając cieni. Na drogach nie ma dziur, czasem trafi się kamień, strącony z pobocza.

 

 

sierra nevada

 

sierra nevada

 

 

Właściwie TO było o marcowej Andaluzji.

 

Kiedy padł telefon, skleiłam o tym taki FILMIK

 

Privacy Preference Center