Mieliśmy robić reportaż Dolina Bobru dla Bike, ale od rana się obijamy: najpierw Grzesiek na torach, potem ja na asfalcie.
Obyśmy dożyli poniedziałku.
…
Dożyłam poniedziałku. Najwyraźniej. “Nie, nie! Nie, nie! Nie, nie! Nie, nie! krzyczy mój budzik przywiązany do gniazdka kilometry dalej. Ujada wściekłe i wibruje tak, że wydeptał już zagłębienie w blacie stołu. Widzę mikroskopijne wióry, które wzbija w powietrze – prawdopodobnie mam na nie uczulenie i cały dzień będą łzawić mi oczy. Już łzawią.
Stanowczo jest poniedziałek rano, a ja od 72 godzin nie byłam w domu i chyba nie czuję się wypoczęta.
20 lat temu Kuba nauczył mnie obsługiwać lustrzankę. Nauczył mnie też wywoływać w łazience czarno-białe zdjęcia (co obecnie jest kompletnie nieprzydatną umiejętnością) i prowadzić Poloneza (to już bardziej). Przez niego też, właściwie, zaczęłam jeździć na rowerze.
Jeżdżenie na rowerze i robienie zdjęć są obecnie powodem mojego chronicznego zmęczenia, piekących oczu i bałaganu w mieszkaniu. Jakubie S. jesteś odpowiedzialny za mój upadek i życie na marginesie. Rowerowa cyganeria! Astma zamiast gruźlicy i rękawiczki TLD z długimi palcami zamiast mitenek…
Dzięki za kolejny weekend bez wytchnienia. Dobrze Cię było poznać, Jakubie S.
Link do trasy na Stravie TUTAJ.