Gnijące liście na ścieżce pomieszane są z błotem i zastanawiam się jak bardzo jest to przyczepne. Moravica przewala się z boku na bok i oddycha spokojnie, szemrze, jeszcze senna. Nad nią unosi się jakiś opar i wjazd w taką chmurę jest nieprzyjemny. Za to słońce przebłyskujące między drzewami, tnie krajobraz laserowymi mieczami. Co zakręt, to bajeczny kadr. Zachwycający! Widzę kudłate krowy z ogromnymi rogami, patrzą na mnie żując trawę. Przez łąkę truchta rudy lis. Kończy się zaliściony asfalt i droga robi się górska, szutrowo-kamienista. Dalej już nie byłam. Stąd ostatnio zarządziliśmy odwrót – robiło się ciemno, a szosówki na szytkach nie przepadają za takimi drogami. Wyobrażam sobie, jak jest dalej: faliście, rzeka raz zbliża się, raz oddala, rozlewa się w cienkie strużki i małe jeziorka, złoci się między trawami. Droga jest wąska, pusta, delikatnie pnie się w górę kilometrami… aż do zapory. Aż do Slezskej harty. Liczę, ile potrzebuję godzin, by dotrzeć tam na przełajówce spod domu. 5? 6? 7?
Podnoszę głowę, mija mnie olbrzymie Renault z równie wielką przyczepą. Gdzie ja jestem? Trawy zupełnie inne! I autostradowe barierki? Gdzie Moravica? Co to za miejsce? Gdzie jadę? Długo tak śnię? Rany!
Droga wzdłuż Moravicy z Hradca jest pierwsza na liście “Do zrobienia w 2018.” Kategoria: przełaj. Najchętniej spod domu!
Pojechałam znów w to wymarzone miejsce. Zimą. Opis tej wyprawy ukazał się w TOUR.
„O czym myślę, kiedy jadę na rowerze” to by było coś. Oczywiście pod warunkiem, że nie pisałby tego Murakami. Nie żebym coś sugerował…
Już był taki tekst… Podobny… O podjeżdżaniu. Wrzucę go na stronę, bo chyba go jeszcze tu nie dodałam. Komentarz o Murakamim sobie daruję, jego fani by mnie zjedli… 🙂
http://25×7.blog/2016/07/12/o-czym-mysle-gdy-mysle-o-podjezdzaniu/ Proszę. 🙂
Thnx.