Mistrzostwa Polski Enduro

Miałam testować nowe buty i wkładki do nich w cenie Double Wear od Estee Lauder, a siedzę na kanapie i czytam książkę jak jakiś inteligent. Miałam też w tym tygodniu lekką ręką (znaczy nogą) skończyć czelendż na Stravie. Nie skończę, bo jedna z moich lekkich nóg zepsuła się podczas zbiegu ze ścianki (którą umiem przecież zjeżdżać) podczas Mistrzostw Polski enduro.

 

mistrzostwa polski enduro

 

Nie zakłada się numerka na kierownicę, jeśli z chronicznego niedospania trzęsą ci się ręce. Nie robi się tego nawet wtedy, jeśli ci się wydaje, że masz taki obowiązek. Pewne “nie” powinny być mówione wbrew wszelkim obowiązkom.

 

Determinacja

Nie żebym była zdeterminowana wygrać. Nie byłam. Ba! Byłam zdeterminowana pozwolić sobie je przegrać! To jedyne Mistrzostwa Polski, których nie chcę nigdy wygrać, nie zamierzam chcieć wygrać, ani nie chcę zamierzać wygrać. To Mistrzostwa Polski, które chciałam przeżyć. Mimo mojej niezdatności… Paradoks polegał na tym, że byłam tak ostrożna, że nie zrobiłam sobie żadnej krzywdy na karkołomnych fragmentach trasy. Te schodziłam z buta zaczynając zejście przy wykrzyknikach (lub czaszce), a kończyłam w miejscu dogodnym do powtórnego wpięcia się w pedały. Gdyby nie fulfejs miałabym pewnie porysowany pysk. Porysowałabym go na prostej drodze, bez ani jednej muldy czy koleiny. Nowy wydźwięk sformułowania „padać na pysk”! Pozbierawszy się, musiałam jeszcze odpowiedzieć na pytanie kibiców, jak to się stało, że tak na równym…

Prawda jest taka, że dobrze wiedziałam, że będąc tak zmęczonym, nie idzie się na górala. Na góralu potrzebne jest skupienie. Nie odrobina skupienia, tylko cała jądrowa moc skupienia, na granicy przegrzania reaktora. U mnie pracował jeden zakurzony panel słoneczny. No, mało, no! Dobrze wiedziałam, że powinnam powiedzieć sobie „nie.” Miałam na to kilka szans. Kilka dobrych momentów na zdjęcie kasku, wysmarkanie się w rękawiczkę i powiedzenie „dość”. Nie zrobiłam tego, bo nie wycofuję się z zawodów. Znam tylko jedna osobę, która byłaby w stanie mnie na to namówić. Nie jestem to niestety ja sama.

 

 

Nie żebym teraz pluła sobie strasznie w brodę. Znam ten sport. W tym sporcie szlify i obojczyki wpisane są w kalendarz. Niektórzy z tego powodu noszą właśnie ochraniacze. To nawet całkiem sprytne: mówisz sobie, dziś mógłbym rozwalić kolano, ale nie, założę na nie ochraniacz. Albo: dziś polecę na pysk i wybiję zęby, a figa! założę fulfejsa. Ja się jeszcze nie znam na tym zbyt dobrze i akurat nie miałam nic na goleniach, łokciu i kostce. No bywa.

 

 

Z tą kostką to grubo. To znaczy, tak grubo, że stopa nie mieści mi się w klapku. Trochę kicha, bo chodzenie to było moje hobby trochę. Tu do Biedronki się bujnąć, tu do Plazy do H&M, do Młodego podskoczyć, z pokoju do kuchni też w sumie parę metrów jest i też się chodzenie przydawało. No dupa trochę.

 

Czego ryczysz, głupia?

W sumie to skończyłam te zawody. Kostka strzeliła na A1, na ostatnim, piątym OSie i łatwiej było mi zjechać, niż złazić całość. Na obrzydliwej ściance jakiś Czech podtrzymał mi rower, nawet coś pogadaliśmy, to znaczy dowiedziałam się, że mam „špinavý prdel” (czyli dosłownie brudną dupę) ale sama końcówka na trasie B poszła gładziutko, nawet z odrobiną frajdy.

 

Na mecie się po prostu poryczałam. Tak jak zresztą na mecie każdego z OSów. Z nerwów, z uszarpania, ze świadomości, że jadę poniżej mojego poziomu, z trzęsawki całego ciała, z gleb bez sensu, z opóźnionej reakcji, z nietrzymania Hansa Dampfa z przodu (przecież wiem, że gdybym była wypoczęta, czułabym wcześniej, że nie trzyma i umiałabym szybciej reagować), ze wstydu, że schodzę łatwe fragmenty, z zesztywnienia, z jazdy jak drewniak, z widoku szlifów na ciele, z wściekłości, że nie mam czasu odpocząć, że nie umiem zadbać o siebie, że to tylko moja wina i że na to pozwalam… Ależ to było upokarzające! Jezu, jak bardzo było mi wstyd! Ze wszystkich tych powodów!

 

 

 

Czy Wy w ogóle macie pojęcie, jak trudno się w fulfejsie wysmarkać?!

 

 

Na mecie wypiłam tylko pół piwa, bo uświadomiłam sobie, że nie wypłacą mi odszkodowania, jak mnie na pogotowiu poczują… 

 

Warzywna mrożonka na obrzęki to patent mojej siostry. Pewnie bez niej byłoby jeszcze gorzej, choć trudno mi to sobie wyobrazić.

 

Trasa

Trasa była mistrzowska. Srebrna Góra jest tak magiczna, że chcę tam wracać bez przerwy. Miasteczko przycupnięte pod twierdzą, i kamienni żołnierze napoleońscy pousadzani w zaułkach, mury i fosy w lasach na wzgórzach, widok na Góry Stołowe i trasy, które wciąż dają mi satysfakcję i długo jeszcze będą dawały, bo wątpię, że kiedykolwiek staną się dla mnie zbyt łatwe.

Nowe trasy były sypkie, ze ściankami, gdzie w żlebach szczerzyły zęby ostre pionowe łupki. Taki łupek wbity w goleń, przecina piszczel. Tak to sobie wyobrażam… Przecina opony, że mleko sika jak krew z tętnicy. Człowiek jest taki miękki, taki delikatny. Zwykły kamień rani jego skórę. Nie trzeba pędzić, nie trzeba spaść z wysoka, wystarczy potknąć się i upaść. Ziemia w kolorze wnętrza chleba, szaro brązowa, sucha jak pieprz, rozjeżdżona, przemielona, spulchniona dziesiątkami grubych opon, grząska. Ile razy trenowali tu najszybsi? Czy dla nich też było to trudne? Czy można nauczyć się czegoś, czego nie można sobie wyobrazić?

 

 

Nie było płynności. Nie było flow. Były pytania, co może się czaić za krawędzią. Dziesiątki takich pytań. Co kilka metrów. On sight na znanej od miesiąca trasie!

 

Wiem, że gdybyś tu był, nigdy nie pozwoliłbyś mi jechać. A ja wiedziałabym, że masz rację…

 

Wyniki

Nie sprawdziłam wyników. Sprawdzę za parę miesięcy.

 

mistrzostwa polski enduro

 

 

W mojej dyscyplinie Mistrzostwa Polski szły mi zawsze trochę lepiej.  MP w XCM Wałbrzych 2017.

 

Privacy Preference Center